Wielkie emocje towarzyszyły finałowemu starciu na Estadio da Luz w Lizbonie, gdzie Atletico Madryt mierzyło się z Realem.
Trofeum trafiło w ręce Królewskich choć to Los Rojiblancos byli kilkadziesiąt sekund od upragnionego zwycięstwa. Tym samym Galaktyczni zdobyli Puchar Europy po raz dziesiąty w historii klubu.
Błąd Casillasa, fenomenalny Ramos i mocno niesprawiedliwy rezultat.
Pierwsze minuty finału Champions League, w którym po raz pierwszy spotkały się dwa zespoły z tego samego miasta były czystymi piłkarskimi szachami, gra była bardzo przewidywalna. Obu zespołom bardziej zależało, aby sobie nie zrobić krzywdy niż w jakikolwiek sposób zagrozić rywalowi. Po raz pierwszy serca fanów mocniej zabiły w 10 minucie, ale nie ze względu na groźny strzał czy widowiskową akcję, ale z powodu dramatu Diego Costy. Hiszpan podobnie jak w starciu z Barceloną musiał opuścić boisko jeszcze przed pierwszym kwadransem. W jego miejsce na boisku pojawił się Adrian Lopez.
W początkowej fazie spotkania przy piłce utrzymywali się Królewscy i to oni jako pierwsi zagrozili bramce strzeżonej przez belgijskiego golkipera. Z rzutu wolnego w 28 minucie strzelał Cristiano Ronaldo, ale jego uderzenie bez większych problemów wyłapał Courtois. Cztery minuty później powinno być już 1:0 dla Realu, świetnie ruszyli z kontrą a dłuższą chwilę piłkę przy nodze holował Gareth Bale. Walijczyk nie atakowany wpadł w pole karne i powinien zdecydowanie lepiej uderzyć. Piłka po jego strzale nie zmusiła nawet bramkarza do interwencji, a była to stuprocentowa sytuacja. Na odpowiedź Atletico nie trzeba było długo czekać. Po rzucie wolnym błąd popełnił Iker Casillas, hiszpański golkiper wyszedł kilka metrów przed bramkę co skrzętnie wykorzystał Diego Godin, który precyzyjnym strzałem przelobował ikonę Realu. Niewykorzystana sytuacja podopiecznych Carlo Ancolettiego szybko się zemściła i tak od 36 minuty na prowadzenie wyszli Los Colchoneros. Przed przerwą Atletico mogło dobić rywala, gdyby precyzyjniej przymierzył Adrian Lopez.
Po zmianie stron piłkarze Diego Simeone z minuty na minutę zaczęli się co raz głębiej cofać co sprawiało, że Real mógł atakować większą ilością zawodników. W 54 minucie ponownie z rzutu wolnego próbował zaskoczyć CR7, strzał dużo lepszy od pierwszego, który sprawił nie co więcej problemów Courtois. Osiem minut później kolejna bardzo dogodna sytuacja na strzelenie bramki przez Królewskich, niestety Ronaldo i Benzema byli nie co spóźnieni w polu karnym. Dalsze upływające minuty, to kolejne coraz groźniejsze ataki Galaktycznych, a sytuacje kolejno marnowali Bale, Ronaldo oraz Isco. Szczególnie Walijczyk może pluć sobie brodę, bo po raz kolejny piłka po jego strzale z dogodnej pozycji minęła bramkę Belga. Arbiter główny do meczu doliczył pięć minut i świętujący już fani Atletico odliczali kolejne sekundy do zwycięstwa, kiedy stało się coś nieprawdopodobnego. Niezawodny w końcówce sezonu Sergio Ramos po centrze z rzutu rożnego kapitalnym strzałem pokonał Courtois co oznaczało kolejne trzydzieści minut rywalizacji na Estadio da Luz.
Dogrywka pokazała jak futbol potrafi być brutalny i niesprawiedliwy. Te dwa kwadranse zdecydowanie należały już do Realu Madryt. Z podopiecznych Diego Simeone całkowicie zeszło powietrze i nie potrafili się już przeciwstawić zmasowanym atakom lokalnego rywala. W 110 minucie strzał z ostrego kąta oddał Di Maria, piłkę sparował bramkarz Atleti, na nieszczęście wprost na głowę Bale'a, który bez problemu umieścił ją w siatce. Trzeciego gola chwilę po tym dołożył wprowadzony w drugiej połowie Marcelo, który jak na treningu nie atakowany przez nikogo przebojem wdarł się przed pole karne i mocnym strzałem przełamał ręce Courtois. Wynik na 4:1 ustalił Cristiano Ronaldo z rzutu karnego, sam faul był jednak mocno naciągany. W ten sposób Portugalczyk pomimo słabego występu zdołał wpisać się na listę strzelców.
Kontrowersje po meczu, historyczny wyczyn Crisitano Ronaldo.
Po takim meczu nie może brakować kontrowersji i pierwszą z nich, która z pewnością będzie jeszcze długo dyskutowana, to wystawienie Diego Costy w podstawowym składzie. Naturalizowany Hiszpan jeszcze przed starciem z Barceloną miał problemy ze zdrowiem, ale za wszelką cenę starano się go doprowadzić do formy. Niestety bezskutecznie, bowiem już na początku starcia z Blaugraną musiał opuścić boisko. Ze świadomością kolejnego arcyważnego meczu w przeciągu kilku dni Costa we współpracy z lekarzami robił co mógł, aby wystąpić od pierwszego gwizdka. Nadzieje pokładał w serbskiej specjalistce, która zleciła mu smarowanie się maścią wytworzoną na bazie końskiego łożyska. Niestety ten sposób również zawiódł i w dziesiątej minucie Diego Simeone musiał dokonać pierwszej zmiany. Nie brakuje pytań, dlaczego menedżer Atletico wystawił swojego napastnika wiedząc, że nie jest w stu procentach sprawny. W ten sposób oddał cenną zmianę zupełnie za darmo, która mogła uratować jego zespół w końcówce spotkania.
Po meczu Argentyńczyk przepraszał za swoje zachowanie w stosunku do Varane'a czy też sędziego, gdzie niepotrzebnie wdarł się w dyskusje energicznie przy tym gestykulując za co został wyrzucony na trybuny.
4:1 na Estadio da Luz dla Realu to nie tylko historyczne dziesiąte trofeum w historii tego klubu, ale także niesamowity wyczyn Ronaldo. Portugalczyk strzelając bramkę z karnego trafił po raz 17 w tych rozgrywkach i tym samym stał się oficjalnie królem strzelców. To także 68 bramka we wszystkich spotkaniach na tym froncie, a do rekordzisty pod tym względem Raula Gonzaleza brakuje mu jeszcze 3 trafień. Hiszpan w Lidze Mistrzów trafiał 71 razy do bramek rywali.