W jaki sposób szum informacyjny, przekazy medialne i opinie ekspertów wpływają na podejmowanie błędnych decyzji w typowaniu zakładów?
Czy nadmiar informacji może być bardziej szkodliwy niż ich brak? Na ile wyniki niektórych meczów można rozpatrywać w kategoriach niespodzianek, a na ile można było je przewidzieć lub choćby poprawnie oszacować prawdopodobieństwo ich wystąpienia?
Tym razem zastanowimy się czym jest przypadkowość w zakładach bukmacherskich i na ile zdarzenia losowe da się przewidzieć a na ile jest to kwestia szczęścia?
Co to jest szum informacyjny?
Szum informacyjny to nadmiar informacji utrudniający wyodrębnienie informacji prawdziwych i istotnych. W literaturze fachowej zwany jest także przeciążeniem informacyjnym, bombą informacyjną lub wykładniczym wzrostem informacji. Zjawisko to występuje także w kontekście typowania zakładów bukmacherskich. Szumem informacyjnym mogą być wszelkie możliwe przekazy medialne i komentarze ekspertów oraz analityków. Zgodnie z zasadą „ile osób tyle opinii” bywa, że przewidywania przedmeczowe potrafią być do tego stopnia chaotyczne, że po zebraniu wszystkich okazuje się, że mamy niemal wszystkie możliwości rozstrzygnięcia danego spotkania, ale za nic nie wiemy, która może być najbardziej prawdopodobna.
To efekt podawania za każdym razem innej argumentacji i wysuwania na plan pierwszy mniej lub bardziej istotnych czynników mogących zaważyć na wyniku zdarzenia. Odpowiednio zaprezentowane, np. przez autorytet ze świata sportu lub przez analityka danej dyscypliny, mogą okazać się dla nas bardziej wartościowe niż w rzeczywistości są. Często jest to po prostu skutek entuzjazmu wywołanego świetną grą danej drużyny lub zawodnika (przeczytajcie jak dobra passa może wpływać na emocje komentatorskie udzielające się kibicom) i ma niewiele wspólnego z oceną „prawdziwego” prawdopodobieństwa.
Mądrość tłumu kontra owczy pęd
Pojęcie mądrości tłumu stało się popularne w erze informacyjnej, zwłaszcza w dobie rozwoju internetu. Zwrócono na nie uwagę gdy okazało się, że opinie większej grupy osób na temat szacowania wielkości, rozumowania przestrzennego oraz wiedzy ogólnej mogą być równie wartościowe (a bywa, że bardziej) niż opinie pojedynczych ekspertów. Dzieje się tak dlatego, że opinia jednostki łatwo ulega zakłóceniu przez szum informacyjny. Opinia eksperta może mieć dużą wartość, ale w przypadku zestawienia jej z przytłaczającą liczbą innych, niezależnych od siebie opinii osób o różnych punktach widzenia, ulega „osłabieniu” lub może wręcz zniknąć w tłumie.
Przeciwieństwem tego jest owczy pęd, czyli całkowicie nieuzasadnione podążanie za określoną ideą lub tokiem rozumowania reprezentowanym przez daną osobę. Termin ten używany powszechnie w kontekście giełdy papierów wartościowych, można także zastosować w zakładach bukmacherskich. Obstawianie zakładów na podstawie spadków kursów w nadziei, że inni mają wiedzę, której samej nie mamy, niewiele różni się od masowych zakupów akcji, których cena wynika tylko i wyłącznie z popytu, a nie ma odzwierciedlenia w sytuacji poszczególnych spółek.
Efekt owczego pędu to także obstawianie zakładów na podstawie typów innych osób, najczęściej osiągających ostatnimi czasy dobre wyniki np. w konkursach typerskich. Często mylnie utożsamiamy takie osoby z zawodowymi graczami, zapominając, że osiągnięcie zysku w dłuższej perspektywie jest bardzo trudne.
Przypadek? Nie sądzę...
W codziennym życiu często mawiamy, że istotą naszego sukcesu lub porażki był zwykły przypadek. Przypadkiem udało nam się wygrać na loterii, przez przypadek wpadliśmy na kogoś na ulicy, drużyna, której zwycięstwo typowaliśmy w ostatniej minucie meczu przez przypadek straciła gola i przegraliśmy zakład.
Przypadkowości upatrujemy wszędzie tam, gdzie nie potrafimy znaleźć racjonalnego wytłumaczenia danych zdarzeń lub gdy nie jesteśmy w stanie oszacować prawdopodobieństwa ich wystąpienia.
Wypadek (niekiedy błędnie utożsamiany z przypadkiem) oznacza z kolei fakt, zdarzenie lub sytuację, choć pierwsze co przychodzi na myśli to oczywiście kolizja drogowa. Słowa te zestawiam ze sobą nie bez powodu. W mediach często pojawiają się przecież sformułowania w rodzaju „tego wypadku można było uniknąć gdyby…”.
To oczywiście bzdura, w którą łatwo uwierzyć, dysponując wiedzą po fakcie. Wypadek jest przecież z definicji czymś nieprzewidywalnym. Tymczasem niektóre przypadki jak i wypadki można nie tyle „przewidzieć”, ile oszacować prawdopodobieństwo ich wystąpienia w konkretnych warunkach.
Czy wypadku można uniknąć?
Nie przewidzimy, że jadąc samochodem zderzymy się z innym pojazdem prowadzonym przez pijanego kierowcę, ponieważ nie mamy żadnej wiedzy na temat poziomu trzeźwości innych uczestników ruchu. Założenie, że potencjalnie każdy kierowca na drodze może być pod wpływem alkoholu, nie jest tożsame z tym, że każdy spowoduje wypadek drogowy. Natomiast prawdopodobieństwo wypadku, gdy wszyscy kierowcy jadą na podwójnym gazie jest z pewnością większe niż w sytuacji, w której wszyscy są trzeźwi.
Mamy tutaj dwa całkowicie odrębne przypadki, z których każdy może skutkować tym samym – wypadkiem. Logika podpowiada, że współczynnik prawdopodobieństwa będzie wyższy w sytuacji drugiej. W praktyce prawdopodobieństwo, że wszyscy napotkani przez nas na drodze kierowcy będą nietrzeźwi jest skrajnie niskie, więc potencjalne ryzyko wypadku w obu sytuacjach należałoby określić jako równie niskie. Jeśli dodamy do tego przykładu kilka czynników takich jak trudne warunki atmosferyczne, słabą widoczność i brak zachowania koniecznej ostrożności kierowcy, to ryzyko wypadku w obu sytuacjach wzrośnie i drugorzędne znaczenie ma to, czy zderzymy się z trzeźwym czy pijanym kierowcą. Jednak w przypadku zderzenia z tym drugim z pewnością częściej usłyszymy, że „wypadku można było uniknąć gdyby kierowca był trzeźwy”.
Otóż nie, wypadku nie można było uniknąć, ponieważ zdarzenie to miało charakter losowy. Prawdopodobieństwo jego wystąpienia, biorąc pod uwagę powyższe czynniki, było dużo większe niż gdyby rzecz działa się w sprzyjających warunkach atmosferycznych, z zachowaniem ostrożności i prowadzeniu na trzeźwo.
Nieprzewidywalność zdarzeń losowych
Opisane powyżej sytuacje są tylko pozornie od siebie różne i mają różne współczynniki prawdopodobieństwa, jednak biorąc pod uwagę ich efekt, nie różni je absolutnie nic. Żaden z kierowców nie mógł ich przewidzieć – w przeciwnym wypadku (!) nie wsiadałby za kierownicę. To ogólna właściwość każdego zdarzenia o charakterze losowym – nieprzewidywalność. Często zapominamy o niej typując zakłady bukmacherskie, w których złudzenie posiadania kontroli nad obserwowanymi zdarzeniami to tylko jeden z wielu błędów poznawczych, jakie możemy popełnić.
Z pewnością każdy słyszał przynajmniej raz o kimś, kto wygrał fortunę stawiając wysoką stawkę na zdarzenie, które pod względem zdroworozsądkowym ocenilibyśmy jako nierealne. Takie legendy krążą w internecie oraz pojawiają się jako marketingowa zachęta na stronach bukmacherów, kusząc wizją wielkiej wygranej. Jako specyficzną formę trollingu spotkamy je także na forach lub czatach bukmacherskich i sportowych.
Tymczasem w sporcie takie zdarzenia występują częściej niż nam się zdaje. W tenisie zdarza się przegrać zakład z powodu kreczu zawodnika, któremu brakuje jednego gema do zwycięstwa. Bywa, że kontuzja zawodnika uniemożliwia mu rozegranie ostatniego punktu. Chociaż pozornie wszystko wydaje się iść po naszej myśli, to takich zdarzeń nie da się przewidzieć. Podobnie jak sytuacji w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, kiedy to Barcelona po przegranej z PSG potrzebowała w drugim meczu wygrać pięcioma bramkami aby awansować. Bukmacherzy, eksperci i pewnie spora część typerów byli zgodni, co do tego, że Barcelona mecz wygra (kurs wynosił około 1,50), ale tylko nieliczni wierzyli w awans. Duma Katalonii wygrała, a zwycięski gol na 6:1 padł praktycznie w ostatnich sekundach doliczonego czasu.
Spotkanie przeszło do historii i było analizowane w nieskończoność. Zwolennicy teorii spiskowych wietrzyli nawet korupcyjny spisek. Tymczasem był to jeden z wielu przykładów nieprzewidywalności rezultatów sportowych zmagań, a w przypadku osób, które obstawiły awans Barcelony możemy z pewnością mówić o dużym szczęściu.
Jak długo można mieć szczęście?
W artykule wyjaśniającym paradoks hazardzisty spójrzcie na przykład z rzutami monetą. Mowa tam o drastycznie malejącym prawdopodobieństwie wyrzucenia 800 orłów na 1000 rzutów. Takie zdarzenie określilibyśmy jako przypadek lub anomalię, co nadal nie oznacza, że nie jest prawdopodobne. Występuje jednak na tyle rzadko, że podświadomie nawet nie bierzemy go pod uwagę. Analogiczną sytuację często obserwujemy w zakładach bukmacherskich.
Szczęście lub pech może mieć znaczenie w przypadku pojedynczych zakładów bukmacherskich ale czy możemy o nich mówić w dłuższej perspektywie? Należałoby zbadać możliwie dużą próbkę zakładów dla jednakowych warunków, np. obstawiania tylko meczów drużyny na wyjeździe lub tylko remisów. Podobnie jak w rzucie monetą, okazuje się, że w krótkim czasie, przy małej próbce, powiedzmy 10 typów zysk może okazać się na tyle duży, że łatwo uwierzymy w nasze świetne umiejętności typowania. Możemy też zanotować serię 10 porażek z rzędu. Czy to oznacza, że nie mamy pojęcia o typowaniu? Nic bardziej mylnego.
Spróbujmy zbadać 100, a później 1000 próbek. Okazuje się, że wraz ze wzrostem ilości próbek następuje uśrednienie (czyli w pewnym sensie urealnienie) wyników i w ostateczności nasz yield będzie wahał się w granicach od -5 do +5%. Tego typu rozważania mają oczywiście charakter czysto teoretyczny. Raczej rzadko kiedy ktoś typuje tylko i wyłącznie mecze wyjazdowe lub remisy. Chodzi tutaj o pokazanie, że bez względu na to czy yield po 100 zakładach wyniesie +20% czy zaledwie +1% po 1000 zakładów, nie jest to tylko kwestia naszych umiejętności lub ich braku.
Pozorna umiejętność przewidywania zdarzeń
Sukcesy w przewidywaniu wyników meczów z czasem zaczynamy przypisywać naszym umiejętnościom, porażki zaś bagatelizujemy, szukając przyczyn w czynnikach zewnętrznych lub najczęściej określamy jako pecha. Im więcej trafnych typów mamy na koncie, tym trudniej nam przyjąć do wiadomości, że typowanie zakładów bukmacherskich przypomina prognozowanie pogody lub badanie rynku pracy i tworzenia modeli zapotrzebowania na pracowników konkretnych zawodów.
Wszystkie te rzeczy mają duży współczynnik niepewności, są bardzo złożone a często całkowicie chaotyczne i potrafią rozwijać się w całkowicie przypadkowy sposób. Podobnie jak w efekcie motyla, jeden pozornie nic nie znaczący element, może mieć wpływ na kształt, strukturę i rozwój danego zdarzenia.
Bezrefleksyjne łączenie i błędne interpretowanie losowych i nieprzewidywalnych danych powoduje, że przypadkowe zdarzenia, które uda nam się dzięki temu „przewidzieć” dają nam złudzenie wiary we własne umiejętności przewidywania. Tymczasem każde zdarzenie należy rozpatrywać indywidualnie, unikając na ile się da informacyjnego szumu. Okazuje się, że nadmiar informacji może być równie szkodliwy jak ich brak, a entuzjazm komentatorów sportowych, medialnych ekspertów, mądrość tłumu i owczy pęd, mogą tylko utrudnić podejmowanie dobrych decyzji w typowaniu.
Nie mając świadomości, że wszystkie zdarzenia sportowe, niezależnie od tego jak „pewne” się wydają, są obarczone czynnikiem przypadkowości, łatwo możemy ulec złudzeniu posiadania kontroli nad tymi zdarzeniami. Nawet najbardziej skrupulatna analiza danego meczu nie uchroni nas przed nieprzewidywalnymi okolicznościami mogącymi zepsuć dobry typ. Zawodowi gracze zakładów bukmacherskich, osiągający lepsze wyniki niż większość graczy mają tego świadomość i to między innymi temu zawdzięczają swoje sukcesy. Świadomość przypadkowości w zakładach bukmacherskich pozwala unikać wielu negatywnych czynników mogących wpływać na poprawną ocenę prawdopodobieństwa, podkreślmy to, niezależnych od siebie zdarzeń.